czwartek, 27 lutego 2014

Rosja czempionem światowego konserwatyzmu?

Często sami sobie zarzucamy albo nam zarzucają rusofobię i nieumiejętność spojrzenia na sprawy rosyjskie z dystansu. Proszę więc bardzo, trudno o większy dystans do Rosji niż z Wysp Brytyjskich. Poniżej tłumaczenie artykułu z magazynu The Spectator

Swoją drogą miłości do rodziny nie można Putinowi odmówić skoro ma aż dwie.




Nowy plan Władimira Putina na światową dominację 

Chce być przywódcą globalnego konserwatyzmu społecznego. I już właściwie zabrał się do rzeczy

Owen Matthews 22.02.2014  r.

Mniej więcej pokolenie minęło od czasów, kiedy Rosjanie kształtowali losy świata i większość z nas zdążyła zapomnieć, jak sprawnie im to wychodziło. Przez większość ostatniego stulecia Moskwa była motorem – i często zwycięzcą – ideologicznych i kulturowych wojen Zachodu. W latach 30 genialni działacze jak Willi Muenzenberg przekonywali “użytecznych idiotów” do wstępowania w szeregi organizacji antyfaszystowskich, będących w rzeczywistości przyczółkami wspieranej przez Sowietów Komunistycznej Międzynarodówki. Nawet u zmierzchu Związku Radzieckiego KGB była wciąż niebywale skuteczna w zarządzaniu związkami zawodowymi i ruchami na rzecz rozbrojenia nuklearnego na Zachodzie.
Dziś, po dwudziestu latach trudności ekonomicznych, Rosja znów chce być krzewicielem ideologii w świecie – tym razem jako obrońca wartości konserwatywnych. W dorocznym orędziu o stanie państwa wygłoszonym w rosyjskim parlamencie w grudniu Władimir Putin zapewnił konserwatystów całego świata, że Rosja jest zdecydowana, i gotowa, strzec „wartości rodzinnych” przed wpływem liberalnej, zachodniej, pro-gejowskiej propagandy „która żąda od nas przyjęcia bez zastrzeżeń równości dobra i zła”. Rosja, obiecał, będzie “bronić tradycyjnych wartości będących od setek lat duchowym i moralnym fundamentem każdego narodu”. Co najważniejsze Putin nie pozostawił wątpliwości co do tego, że jego słowa skierowane były nie tylko do Rosjan – przez niedawno wprowadzone prawo chronionych już przed “promowaniem nie tradycyjnych związków” – ale do “rosnącej na świecie liczby ludzi, którzy podzielają nasze poglądy”. 

Ma w tym cel. Rewolucyjne niemal zamieszki, do których doszło w tym tygodniu na Ukrainie, przeciwstawiają Wschód Zachodowi – ale jest to także wojna kulturowa pomiędzy konserwatyzmem a liberalizmem obyczajowym. Antyrządowe siły w Kijowie kojarzone są z UE i nowoczesnymi „wartościami demokratycznymi”, między innymi prawami homoseksualistów, podczas gdy zwolennicy rządu są raczej rusofilami, a na ich transparentach wypisane są hasła takie jak: „EURO=HOMO”. Są to dokładnie te osie sporu, na których Putin buduje swą konserwatywną ideologię.
Ostatni raport Centrum Komunikacji Strategicznej, powiązanego z Kremlem centrum badawczego, zwięźle podsumował ambicje Putina. Tytuł raportu: “Putin: Nowy przywódca światowego konserwatyzmu”. Raport dowodzi, że duże, ciche mniejszości na świecie, stawiają wartości rodzinne nad feminizmem i prawami homoseksualistów – i Putin jest ich naturalnym przywódcą. „Najwyraźniej Kreml wierzy, że znalazł uniwersalny ideologiczny klin by połączyć swoich zwolenników, podzielić oponentów, zarówno w Rosji jak na Zachodzie, oraz pozyskać zwolenników w krajach rozwijających się” – mówi Brian Whitmore z Radia Wolna Europa. „Sądzą, jak się wydaje, że znaleźli ideologię, która przywróci Rosji należne jej miejsce wielkiej potęgi z mesjanistyczną misją i siłą zdobywania serc i umysłów na całym globie”.

Syreni śpiew Putina znalazł zwolenników w dość niespodziewanych zakątkach. Konserwatywny amerykański komentator Pat Buchanan, niegdyś czołowy antykomunista, w epoce Reagana był jednym z architektów ruchu “Moralna większość”, postulującego stworzenie siły politycznej przez chrześcijańską prawicę. Teraz nie może się nachwalić „paleo-konserwatyzmu” Putina. Wielki ideologiczny spór XXI w. stoczą “konserwatyści i tradycjonaliści wszystkich krajów zjednoczeni przeciw wojującemu sekularyzmowi wielokulturowej i ponadnarodowej elity” – napisał Buchanan w ostatnim poście na blogu. „Podczas gdy większość amerykańskich i zachodnich mediów krytykuje go jako autorytarnego i reakcyjnego, jako powrót do przeszłości, Putin może widzieć przyszłość wyraźniej niż Amerykanie”. Założony w stanie Illinois Światowy Kongres Rodzin, organizacja promująca wartości rodzinne, zaakceptowała już zaproszenie do zorganizowanie swojego ósmego międzynarodowego kongresu w Moskwie. “Rosja może być wielkim sprzymierzeńcem konserwatystów w sprawach takich jak obrona rodziny, aborcja, a nawet wzmacnianie małżeństwa i promocja dzietności” – powiedział dyrektor Kongresu Rodzin Larry Jacobs rosyjskiej państwowej agencji prasowej RIA.

Jednak prawdziwym celem Kremla są nie prawicowe obrzeża zachodniej polityki, lecz mieszkańcy krajów byłego Związku Radzieckiego, Bliskiego Wschodu i Afryki, stanowiących niegdyś tzw. radziecką strefę wpływów. Rosyjscy dyplomaci i akademicy budując koalicję państw konserwatywnych odegrali czołową rolę w promowaniu rezolucji Rady Praw Człowieka ONZ, sprzeciwiającej się prawom dla homoseksualistów, deklarującej nadrzędność “wartości tradycyjnych i suwerenności kulturalnej” w stosunku do praw człowieka. (W 2011 r. USA poparły rezolucję mającą na celu ochronę mniejszości seksualnych w ramach Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka ONZ, jednak wkroczyła Rosja przewodząc kontrofensywie do tej rezolucji.) „Rosja używa tego tematu do budowy porozumienia wśród państw islamskich i afrykańskich” – mówi Mark Gevisser, partner stowarzyszenia „Open Society”, piszący książkę o globalnej debacie na temat praw gejów. „Ten rodzaj ideologicznego moralnego konserwatyzmu zrodził się w Stanach Zjednoczonych. Ironią jest, że kraje te organizując krucjatę przeciw Zachodowi wykorzystują narządzie stworzone na Zachodzie.” Moskwa w swoim bezpośrednim sąsiedztwie jest skuteczniejsza w graniu postawą antygejowską. W listopadzie ubiegłego roku, kiedy wydawało się, że Ukraiński Prezydent Wiktor Janukowycz jest bliski podpisaniu Umowy Stowarzyszeniowej z Unią Europejską, w kraju porozklejano billboardy ostrzegające, że „UE to legalizacja małżeństw tej samej płci”. Kampania została opłacona przez grupę „Wybór Ukrainy”, łączoną z powiązanym z Kremlem biznesmenem i politykiem Wiktorem Miedwiedczukiem.

Jednak nowa misja Putina wychodzi poza polityczny oportunizm. Jak dawna Komunistyczna Międzynarodówka (ang. Communist International lub Comintern) w swoim czasie, dziś Moskwa ponownie buduje ponadnarodowe porozumienie ideologiczne. Celem Cominternu było połączenie, pod wielkim moskiewskim ideologicznym parasolem, wszelkiej maści “postępowców” i lewicowców. Putin chce być moralnym przywódcą wszystkich niechętnych liberalnym wartościom konserwatystów. I znowu, podobnie jak Comintern, Putin zdaje się przekonany, że podejmuje się wyjątkowej historycznie misji. Taka moralna misja ma oczywiście głębokie korzenie w Rosyjskiej historii. Wielu poprzednich mieszkańców Kremla stawało się obrońcami autokracji i ortodoksji – zwłaszcza Mikołaj I, „żandarm Europy”, i ultra konserwatywny Aleksander III. Putin w swoim przemówieniu w Dumie cytował XIX w. konserwatywnego myśliciela Mikołaja Berdajewa: „Celem konserwatyzmu nie jest powstrzymywanie ruchu w przód i w górę, ale ruchu w tył i w dół, w chaos ciemności i powrotu do stanu prymitywnego”.

Można by łatwo zlekceważyć putinowski konserwatywny Comintern jako kolejny przejaw próżności w stylu Soczi, gdyby nie fakt, że twarda siła Rosji rośnie wraz z jej miękką siłą. W ubiegłym roku, po raz pierwszy od dwudziestu lat, Moskwa wykorzystała tę siłę na arenie międzynarodowej dyplomacji, kiedy plan Sergieja Ławrowa by nadzorować demontaż broni chemicznej w Syrii zniweczył amerykańskie plany zbrojnego ataku na Damaszek. W ostatnich latach Moskwa wielokrotnie podejmowała próby obrony lokalnych despotów w Egipcie, Jemenie, Tunezji i Libii – podobnie bezskutecznie jak w przypadku byłych radzieckich klientów od Afganistanu po Jugosławię. Jednak wraz z Syrią seria porażek ostatecznie dobiega końca. Dyplomatyczne stanowisko Moskwy w ONZ, wzmocnione rosyjską bronią, wiedzą wojskową i wywiadowczą, wreszcie znowu coś znaczy. Jeśli Harry Truman chciał uczynić USA arsenałem demokracji, to Putin zdaje się mieć podobny plan dla Rosji - by ta stała się arsenałem reakcji. 

Jest trzeci punkt w ambitnym rosyjskim programie kształtowania świata na swe podobieństwo: trwająca kampania przemodelowania architektury globalnej sieci internetowej tak, by poszczególne państwa miały nad nią większą kontrolę. Od czasu powstania światowej sieci internetowej skuteczną kontrolę nad nią sprawuje Internetowa Korporacja ds. Nadawania Numerów i Nazw (ang. Internet Corporation for Assigned Names and Numbers lub ICANN), organizacja non-profit przypisująca adresy internetowe i kierunki ruchu, z siedzibą w Los Angeles w amerykańskim stanie Kalifornia. Od dłuższego czasu Rosja żąda wyprowadzenia ICANN z USA i szybko wykorzystała przecieki z raportu pracownika Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Edwarda Snowdena, by wynieść się na pozycję moralnego obrońcy wolności w Internecie i wprawić Waszyngton w zakłopotanie. 

W listopadzie 2013 r. delegacja rosyjskich senatorów i urzędników ministerstwa spraw zagranicznych złożyła w Stanach Zjednoczonych oficjalną wizytę, aby poskarżyć się amerykańskim dostawcom hostingu na brak wystarczającej ochrony danych użytkowników.  Ponowili też żądania reformy ICANN. Pozornie całkiem logiczne żądanie po tym jak rewelacje Snowdena ujawniły poważne błędy w systemie nadzoru nad amerykańską siatką wywiadowczą. Problem z likwidacją ICANN polega jednak na tym, że zwiększyłaby ona kontrolę poszczególnych państw nie tylko nad internetem w ich krajach – tą już dysponują – ale nad całą globalną siecią. Innymi słowy Rosja mogłaby zablokować na przykład nie budzącą jej sympatii organizację w Niemczech, korzystając z przepisów anty terrorystycznych i blokując jej serwer domeny, DNS, główny spis adresów w Internecie. Bez DNS strony internetowej nie da się odszukać, co faktycznie oznacza jej zniknięcie.

Problem sprawowania kontroli nad internetem będzie omawiany na dużej międzynarodowej konferencji w przyszłym roku, największym tego rodzaju wydarzeniu od  2005 r. Rosja, jak się zdaje, wyznaczyła sobie dwa strategiczne cele: wyrwanie kontroli nad internetem z rąk Amerykanów i stworzenie nowej definicji „cyberterroryzmu”, sformułowanej podobnie enigmatycznie jak rosyjskie przepisy odnośnie „ekstremizmu”, które posłużyły ostatnio ściganiu aktywistów ekologicznych i gejowskich, pokojowych demonstrantów oraz niezależnych mediów. Rosja postuluje przekazanie kontroli nad internetem z ICANN do Międzynarodowej Unii Telekomunikacji (ang. International Telecommunication Union lub ITU), agencji ONZ odpowiedzialnej za koordynację korzystania z fal radiowych i orbit satelitarnych. Statut ITU gwarantuje wolność dostępu do internetu, za wyjątkiem – co istotne – przypadków cyber–terroryzmu. W ciągu ostatnich dziesięciu lat Rosja próbowała trzykrotnie w ONZ i raz w Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (ang. Organisation on Security and Co-operation in Europe lub OSCE) przeforsować rezolucję w sprawie cyber terroru w internecie. Rezolucjom tym sprzeciwiały się jednak USA i Europa, ze względu na to, że: “jedynym wymiernym efektem takiego kroku byłoby umożliwienie krajom uciszania opozycji” – mówi Aleksander Klimburg, doradca do spraw bezpieczeństwa internetowego OSCE.

Konserwatywne wartości, międzynarodowa dyplomacja, architektura internetu są bardzo różnymi obszarami, w których Rosja wykorzystuje swoje międzynarodowe wpływy. Wszystkie mają jednak wspólny mianownik, ten sam który został tak mocno nagłośniony przez igrzyska w Soczi: Rosja znowu jest wielkim globalnym graczem i chce to pokazać, niezależnie od kosztów. Ten plan jest jednak kolosem na glinianych nogach, podobnie rzecz jasna jak sama władza Putina, dopóki ufundowane są na niebotycznych cenach ropy i gazu, które już zaczynają spadać pod wpływem eksploatacji złóż gazu łupkowego i alternatywnych źródeł energii. Tymczasem jednak Putin ma środki, a teraz i plan, by rozciągać rosyjską siłę, tę twardą i miękką, poza granice Rosji, po raz pierwszy od inwazji radzieckiej na Afganistan.

Artykuł po raz pierwszy został opublikowany w papierowym wydaniu magazynu The Spectator 22.02.2014 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz