Oreo to ciasteczka niemalże kultowe. Znają je fani „Przyjaciół”
i „Sex and the city”. Nawet jeśli product placement nie był na tyle nachalny,
by pokazać opakowanie, to Oreo, w charakterystyczny sposób kontrastujące
czernią herbatników z bielą kremu, dają się rozpoznać bez trudu. Trudno
odgadnąć, że za nieskazitelną bielą kremu w Oreo stoi składnik, którego
próżno by szukać w babcinej spiżarni. No chyba, że babcia z domu była
Skłodowska, a po mężu Curie. Wtedy
owszem, dwutlenek tytanu mógł walać się po domu w dużych ilościach, razem z
polonem, radem i innymi rzeczami, którymi tak lubią bawić się dzieci. Jedno
jest pewne, Oreo - z pysznym tytanowym kremem w środku - tam nie było. Oprócz kremu
w Oreo dwutlenek tytanu wybiela między innymi karoserie samochodów, i ze względu
na to szerokie zastosowanie rocznie sprzedaje się go na świecie za 17 mld
dolarów. Technologią produkcji dwutlenku tytanu dysponuje koncern Du Pont,
a od dawna pragną mieć ją także Chińczycy. Władze Państwa Środka nie zdały
się w tej sprawie na swoje ośrodki badawcze, co byłoby drogą kosztowną,
mozolną, a może nawet nieskuteczną. Wybrały rozwiązanie znacznie tańsze, szybsze i o
udowodnionej skuteczności, a mianowicie przekupiły inżynierów pracujących dla
DuPont. Kiedyś Vasco Da Gama żeglował miesiącami do Indii i Chin po przyprawy.
Od tego czasu sytuacja uległa odwróceniu i dziś to Chińczycy przybywają po przyprawy
do Kalifornii. Dosmaczanie wciąż jest jednak w cenie, a dwutlenek tytanu przebił w
tej mierze nawet szafran, bo sprzedajni inżynierzy z DuPont za zdradzenie technologii jego produkcji dostali 20 mln dolarów. Na koniec jednak obeszli się smakiem, bo sprawa się wydała i we
środę sąd w San Francisco skazał ich za szpiegostwo przemysłowe, z karą do 15
lat więzienia. I za co? Za ciasteczka?!
piątek, 7 marca 2014
czwartek, 6 marca 2014
Proza versus Prozac
Taką oto dostałam ulotkę, nie będę szkalować nadawcy z nazwiska,
bo problem jest ogólnospołeczny. Polega na tym, że zamiast używać
słów najprostszych, używamy tych bardziej skomplikowanych, nawet jeśli
niekoniecznie gramatycznych. Zawsze dwóch zamiast jednego, a najlepiej
trzech. Jakbyśmy obudzili się z jakiegoś złego snu do nowszej i piękniejszej
rzeczywistości, w której to wszyscy będziemy mówić prozą. Wcześniej zupełnie
nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że wyposażeni zostaliśmy w tak cudowne
narzędzie i zamiast po prostu porozumiewać się, to dalejże upiększać. Ulotka:
„(…) pragniemy Ciebie poinformować, że (…) posiadamy ofertę
(…)”
Wg Rady Języka Polskiego, która potrafi to wyłuszczyć
znacznie lepiej niż ja:
"Długich form
zaimków (mnie, tobie, jemu) używa się wyłącznie w następujących sytuacjach: 1)
na początku zdania (Mnie się to nie podoba); 2) na końcu zdania – wtedy gdy na
zaimek ma padać silny akcent logiczny (Pożyczył pieniądze mnie; w domyśle: nie tobie,
nie jemu); 3) w
konstrukcjach, w których tworzy się wyraźną opozycję między jakimiś osobami (Zaproszę
ciebie, nie jego); 4) gdy
zaimek występuje samodzielnie, np. jako odpowiedź na pytanie (− Komu
pożyczył pieniądze? – Mnie).
Na długie
formy zaimków pada akcent logiczny, dlatego niepoprawne jest stosowanie ich
bezpośrednio po czasownikach (np. *Dałem jemu tę książkę)"
Natomiast w
sprawie „posiadamy” versus „mamy” odwołam się do mojej ulubionej poetki,
która ujęła rzecz nie tylko zgrabnie, ale i z właściwym sobie humorem:
„Ala już nie ma kota, teraz Ala posiada kota. Kariera tego
patetycznego nieco „posiadania” rozwija się żywiołowo. Słowo to do niedawna
określało własność dużą i raczej trwałą. Obecnie „posiada się” nawet bilet
tramwajowy… Tylko, w takim razie, co się po prostu i zwyczajnie ma? Nie
posiadam pojęcia.” - Wisława Szymborska „Poczta literacka, czyli jak zostać
(lub nie zostać) pisarzem”
Subskrybuj:
Posty (Atom)