piątek, 7 marca 2014

Tajemnicza przyprawa w Oreo


Oreo to ciasteczka niemalże kultowe. Znają je fani „Przyjaciół” i „Sex and the city”. Nawet jeśli product placement nie był na tyle nachalny, by pokazać opakowanie, to Oreo, w charakterystyczny sposób kontrastujące czernią herbatników z bielą kremu, dają się rozpoznać bez trudu. Trudno odgadnąć, że za nieskazitelną bielą kremu w Oreo stoi składnik, którego próżno by szukać w babcinej spiżarni. No chyba, że babcia z domu była Skłodowska, a po mężu Curie.  Wtedy owszem, dwutlenek tytanu mógł walać się po domu w dużych ilościach, razem z polonem, radem i innymi rzeczami, którymi tak lubią bawić się dzieci. Jedno jest pewne, Oreo - z pysznym tytanowym kremem w środku - tam nie było. Oprócz kremu w Oreo dwutlenek tytanu wybiela między innymi karoserie samochodów, i ze względu na to szerokie zastosowanie rocznie sprzedaje się go na świecie za 17 mld dolarów. Technologią produkcji dwutlenku tytanu dysponuje koncern Du Pont, a od dawna pragną mieć ją także Chińczycy. Władze Państwa Środka nie zdały się w tej sprawie na swoje ośrodki badawcze, co byłoby drogą kosztowną, mozolną, a może nawet nieskuteczną. Wybrały rozwiązanie znacznie tańsze, szybsze i o udowodnionej skuteczności, a mianowicie przekupiły inżynierów pracujących dla DuPont. Kiedyś Vasco Da Gama żeglował miesiącami do Indii i Chin po przyprawy. Od tego czasu sytuacja uległa odwróceniu i dziś to Chińczycy przybywają po przyprawy do Kalifornii. Dosmaczanie wciąż jest jednak w cenie, a dwutlenek tytanu przebił w tej mierze nawet szafran, bo sprzedajni inżynierzy z DuPont za zdradzenie technologii jego produkcji dostali 20 mln dolarów. Na koniec jednak obeszli się smakiem, bo sprawa się wydała i we środę sąd w San Francisco skazał ich za szpiegostwo przemysłowe, z karą do 15 lat więzienia. I za co? Za ciasteczka?!

czwartek, 6 marca 2014

Proza versus Prozac

Taką oto dostałam ulotkę, nie będę szkalować nadawcy z nazwiska, bo problem jest ogólnospołeczny. Polega na tym, że zamiast używać słów najprostszych, używamy tych bardziej skomplikowanych, nawet jeśli niekoniecznie gramatycznych. Zawsze dwóch zamiast jednego, a najlepiej trzech. Jakbyśmy obudzili się z jakiegoś złego snu do nowszej i piękniejszej rzeczywistości, w której to wszyscy będziemy mówić prozą. Wcześniej zupełnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że wyposażeni zostaliśmy w tak cudowne narzędzie i zamiast po prostu porozumiewać się, to dalejże upiększać. Ulotka:

„(…) pragniemy Ciebie poinformować, że (…) posiadamy ofertę (…)”

Wg Rady Języka Polskiego, która potrafi to wyłuszczyć znacznie lepiej niż ja:

"Długich form zaimków (mnie, tobie, jemu) używa się wyłącznie w następujących sytuacjach: 1) na początku zdania (Mnie się to nie podoba); 2) na końcu zdania – wtedy gdy na zaimek ma padać silny akcent logiczny (Pożyczył pieniądze mnie; w domyśle: nie tobie, nie jemu); 3) w konstrukcjach, w których tworzy się wyraźną opozycję między jakimiś osobami (Zaproszę ciebie, nie jego); 4) gdy zaimek występuje samodzielnie, np. jako odpowiedź na pytanie (− Komu pożyczył pieniądze? – Mnie).

Na długie formy zaimków pada akcent logiczny, dlatego niepoprawne jest stosowanie ich bezpośrednio po czasownikach (np. *Dałem jemu tę książkę)"

Natomiast w sprawie „posiadamy” versus „mamy” odwołam się do mojej ulubionej poetki, która ujęła rzecz nie tylko zgrabnie, ale i z właściwym sobie humorem:  

„Ala już nie ma kota, teraz Ala posiada kota. Kariera tego patetycznego nieco „posiadania” rozwija się żywiołowo. Słowo to do niedawna określało własność dużą i raczej trwałą. Obecnie „posiada się” nawet bilet tramwajowy… Tylko, w takim razie, co się po prostu i zwyczajnie ma? Nie posiadam pojęcia.” - Wisława Szymborska „Poczta literacka, czyli jak zostać (lub nie zostać) pisarzem”